Kończące sezon Grand Prix w Toruniu. Ma być wielkie święto speedwaya. Przed rozpoczęciem zawodów, które wyłonią mistrza świata Anno Domini 2012 Australijczyk, Chris Holder ma dwa punkty przewagi nad Duńczykiem, Nicki Pedersenem. Zapowiada się niesamowita batalia. Starcie doświadczenia z młodzieńczą fantazją. Gdyby ktoś zapytał mnie czy takie wydarzenie można popsuć, to bez chwili zawahania odpowiedziałbym, że jest to niemożliwe, a jednak można. Bo to speedway właśnie.
Wszystko toczy się jednak według zaplanowanego scenariusza do końca rundy zasadniczej. Kilka wspaniałych biegów, nieprawdopodobnych szarż Emila Sajfutdinova, błysk talentu Macieja Janowskiego, zaskakująco wolny Nicki Pedersen i powiększający nad nim przewagę Chris Holder. Nijak ma się to do kumulacji, która miała miejsce w 22 biegu sobotnich zawodów. Pod taśmą stanęli wówczas Holder, Pedersen, Sajfutdinov i Lindback. Czterech zawodników, z których tylko dwóch mogło wejść do wielkiego finału. Przegrana Duńczyka oznaczała tytuł mistrzowski dla Australijczyka. Z kolei potknięcie Holdera dawało nadzieję Nickiemu na sięgnięcie po koronę.
Każdy kibic speedwaya wiedział więc jaki ciężar gatunkowy miał ten bieg. Każdy średnio rozgarnięty obserwator tych zawodów wiedział też, że Pedersen miał w zasadzie jedną szansę, by rozstrzygnąć 22 wyścig na własną korzyść. Musiał wygrać start i zamknąć do krawężnika Australijczyka, by ten stracił nieco dystansu na pierwszym łuku i musiał gonić do mety wcale nie najszybszego tego dnia Duńczyka.
Ruszyli. Start wygrał Nicki, był pół koła przed Holderem i zaczął zamykać Kangura do krawężnika. Ten jednak nie chciał dać za wygraną, wiedział, że przymknięcie gazu może spowodować stratę kilku cennych metrów. Powalczył więc z Pedersenem, ale nie dał rady. Wjechał prostym motocyklem w Duńczyka i spowodował jego upadek (załączam film poniżej, bo zapewne wielu uzna, że jestem nieobiektywny).
W każdej normalnej sytuacji decyzja mogłaby być tylko jedna. Zresztą po obejrzeniu powtórek wydawało mi się, że tylko szowinistyczny fan Holdera mógłby powtórzyć ten wyścig w czteroosobowym składzie, bo osobiście nie widziałem żadnych przesłanek, żeby nie wykluczyć Australijczyka.
Niestety, mojego optymizmu w tej kwestii nie podzielał gość, który w tym momencie stał się głównym bohaterem tego wieczoru. Mowa o brytyjskim arbitrze, Craigu Ackroydzie. Sędzia z Wysp nie dostrzegł w jeździe Holdera żadnego faulu. Dziwne. W tym momencie Ackroyd mógł pokazać, że ma jaja. Zostawił je chyba jednak w domu i postanowił podjąć dla siebie najbezpieczniejszą decyzję. No bo przecież, kto będzie kwestionował decyzję krzywdzącą Nickiego Pedersena, notabene najbardziej nielubianego zawodnika w środowisku żużlowym.
W tym miejscu kolega Ackroyd przeliczył się jednak po raz drugi. Brytyjski arbiter mógł zostać postacią wyrazistą, pokazującą, że w speedwayu nie liczą się okoliczności, ale zasady. Nie można przecież wyciąć zawodnika i nie zostać za to ukaranym. Ackroyd pokazał, że można.
Decyzja sędziego pociągnęła za sobą lawinę zdarzeń, bo niezadowolony Pedersen nie potrafił pogodzić się z decyzją arbitra i musiał wbić przed powtórką 22 biegu kilka szpilek w układ nerwowy Holdera. Australijczyk nie wytrzymał, ale trudno się temu dziwić. Dziwię się jednak Jackowi Holderowi i innym osobom z teamu Holdera, które wyciągały pięści w kierunku Duńczyka. Panowie pokazaliście zero jakiejkolwiek ogłady i nigdy nie powinniście mieć wstępu do parku maszyn żadnej imprezy o randze międzynarodowej. Klasę zachowali jedynie mechanicy Chrisa, za co im chwała.
Powtórka biegu miała dla mnie sprawę drugorzędną, bo byłem niemal w stu procentach pewien, że Pedersen nie będzie w stanie powtórzyć drugi raz tak świetnego startu. Tego dnia był po prostu wolny, co nie zmienia jednak faktu, że może czuć się oszukanym. Powinien dostać szansę powtórki w trzyosobowym składzie i zmierzyć się pod taśmą z Sajfutdinovem i Lindbackiem. Przy tej dyspozycji Rosjanina i Szweda wcale niewykluczone, że oglądałby ich plecy, ale wszystko odbyłoby się wówczas w ramach fair play. Tak jednak nie było nad czym niesamowicie ubolewam, bo teraz za każdym razem wspominając obecny sezon będę sobie przypominał tą sytuację i dywagował czy Holder zasłużył na ten tytuł, czy też nie. Sprawa jest na tyle złożona, że nie chciałbym tego na gorąco oceniać. Moim zdaniem najlepszym zawodnikiem w tym sezonie był Nicki Pedersen, najwięcej punktów zebrał z kolei Chris Holder i tego się trzymajmy.
Na koniec jeszcze słówko o reakcji na to wydarzenie w studio Canal +. Rozumiem Rafała Dobruckiego, że miał w przeszłości wiele scysji z Nickim Pedersenem, ale występując w telewizji mógłby zachować nieco więcej obiektywizmu. To samo tyczy się doktora Grzegorza Ślaka. Duńczyk podchodząc i prowokując Holdera nie zachował się moralnie, ale miał w tym swój zamierzony cel. Osobiście naprawdę nie widzę sensu robienia z Pedersena nie wiadomo jakiego bandyty, bo powiedział kilka słów Australijczykowi. Jak bandyci zachowali się członkowie teamu Holdera, którzy rzucili się na Nickiego z pięściami. Najbliżej mi do zdrowego stanowiska Marka Cieślaka i Leszka Blanika w studio.
Miłym akcentem była też obecność w parku maszyn Anity Mazur. Przyznam, że Panią Anitę widziałem podczas transmisji po raz pierwszy, bo w tym sezonie nie oglądam zbyt często w TV zawodów GP i jak najbardziej był to występ na plus. Przy Michale Łopacińskim, który mi się już nieco opatrzył była to bardzo miła odmiana, zarówno w kwestiach merytorycznych jak i estetyczno-wizerunkowych.