niedziela, 13 listopada 2011

Wiśniewski killerem


Średni pod względem czysto koszykarskim był mecz w Sopocie pomiędzy Treflem a Turowem, ale wszystkim kibicom zgromadzonym w hali, jak i przed telewizorami koszykarze wynagrodzili ciekawą końcówką spotkania i późniejszą dogrywką, w której było wiele zwrotów akcji, z ostatecznym happyendem dla gospodarzy.

Co ciekawe Trefl słynący w tym sezonie z meczów przegrywanych w końcówkach tym razem przełamał się i odwrócił niekorzystny bieg wydarzeń właśnie w ostatnich minutach, a właściwie sekundach spotkania. Turów na 20 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry prowadził trzema punktami i trener gości Jacek Winnicki zarządził faulowanie graczy z Sopotu. Zgorzelczanie mieli szansę po rzutach Ronalda Moore'a objąć czteropunktowe prowadzenie, ale ten mylił się dwukrotnie (dwa razy trafiał tylko po jednym rzucie wolnym). Przed ostatnią akcją w regulaminowym czasie gry Trefl miał do rywali trzy 'oczka' straty. Łukasz Koszarek wykonał decydujący rzut i chybił, ale szybko zebrał piłkę w ataku i momentalnie oddał ją niepilnowanemu Łukaszowi Wiśniewskiemu. Ten trafił równo z syreną zza linii 6.75 m. 

W dodatkowym czasie gry, to również Wiśniewski był kluczową postacią dla Trefla. Polak na rozpoczęcie dogrywki trafił dwukrotnie za trzy i wyprowadził swój zespół na bezpieczne prowadzenie. To jednak nie podłamało zgorzelczan, którym do gry pozwolił wrócić były zawodnik Trefla, Giedrus Gustas. Po Litwinie spodziewano się chyba trochę więcej, bo w tym sezonie grał całkiem dobrze, a w Sopocie zawiódł (27% z gry). Podobnie jak w czwartej kwarcie o zwycięstwie zadecydowały wolne oraz gapiostwo graczy Turówa. Najpierw piłkę po zbiórce w obronie stracił na rzecz Koszarka Jackson, a później podkoszowi ze Zgorzelca dali dwukrotnie zebrać piłkę w ataku znacznie niższym koszykarzom Trefla. Co ciekawe najwyższym zawodnikiem ekipy z Sopotu był wówczas Marcin Stefański, bo za faule z parkietu musieli zejść Chris Burgess i John Turek.

Turów przegrał po raz pierwszy w tym sezonie, przegrał w sposób trudno wytłumaczalny. Taktyka trenera gości była niekonsekwentna, bo jego ekipa pozwoliła zagrać końcowe 8 sekund i oddać rzut za trzy punkty Treflowi. Po co więc były faule i seria rzutów wolnych? 

Tego typu porażka jest dla zgorzelczan najgorsza, bo mają oni w perspektywie mecz Pucharu Europy w Podgoricy, gdzie podejmie ich miejscowy Buducnost, który na pewno będzie zdecydowanie bardziej wymagającym rywalem niż zespół Trefla. Cieszyć kibiców ze Zgorzelca na pewno musi gra Daniela Kicekrta. Australijski podkoszowy jest jak na warunki polskiej ligi zawodnikiem kompletnym. W ataku mało kto jest w stanie go zatrzymać, zobaczymy jak zaprezentuje się we wtorek, na tle zawodników z Podgoricy. Pozytywne wrażenie pozostawili po sobie też Aaron Cel i mimo wszystko Dallas Lauderdale. Ten ostatni to typowy zawodnik do zadań obronnych. Świetnie poradził sobie z wyłączeniem Johna Turka, który wygrał z nim zaledwie jeden pojedynek jeden na jeden. Trzeba być jednak świadomym jego ułomności, bo w ataku daje drużynie niewiele, można liczyć jedynie na jego manewry w okolicach metra od obręczy.

Trefl pomimo wygranej pozostaje z takimi samymi problemami, z jakimi był przed spotkaniem. Jedynie nieco szczęśliwszy może być trener, Karlis Muiznieks, który zachowa najprawdopodobniej posadę, a szkoda, bo wydaję mi się, że świeże spojrzenie na pewne sprawy mogłoby wpłynąć pozytywnie na sopocki zespół. Szkoleniowcowi gospodarzy można zarzucić fatalną rotację i słabo zbudowany skład. Sprowadzenie Vonteego Cumminga to chyba jeden z większych niewypałów. Nowy zawodnik Trefla może się popisać skutecznością na poziomie 22% z gry! Między innymi z powodu słabej dyspozycji Amerykanina, Łukasz Koszarek musi grać niemal bez zmiany, co akurat w meczu z Turowem odbiło się na jego decyzyjności. W dwóch akcjach w końcówce mógł zagrać lepiej, choć oczywiście wszyscy kibice gospodarzy zapomną mu straty ze względu na przytomność umysłu i podanie do Wiśniewskiego.