czwartek, 27 października 2011

Wrocławskie przemyślenia

Fot. Wojciech Tarchalski

Po wielu, wielu miesiącach byłem świadkiem koszykówki na poziomie PLK. Powiem szczerze, że po Śląsku Wrocław i AZS-ie Politechnice Warszawskiej spodziewałem się dobrego i zaciętego widowiska. Niestety, dość mocno się rozczarowałem. Zwłaszcza więcej oczekiwałem po tych drugich, ale młode drużyny mają to do siebie, że często zdarzają im się wahania formy. Z drugiej strony po meczu z Zastalem twierdziłem, że Śląsk potrzebuje zmian, szczególnie jeśli chodzi o graczy amerykańskich. Okazało się jednak, że się myliłem, ale z ostatecznymi wnioskami poczekałbym jeszcze przynajmniej 3-4 kolejki, bo przydatność choćby Grahama zweryfikują bardziej wymagający rywale.

To co przyciągnęło mnie do wrocławskiej Orbity, to oczywiście pojedynek naszych nadziei na lepsze jutro w polskim baskecie. Po jednej stronie barykady stanęli Piotr Niedźwiedzki i Jakub Koelner, a po drugiej Michał Michalak i Mateusz Ponitka, którym eksperci wróżą świetlaną przyszłość. Ku mojej uciesze, trzech z czterech z nich wyszło w pierwszych piątkach swoich drużyn, a syn właściciela Śląska zagrał 15 minut i wydaje się, że na stałe wpisał się do rotacji ekipy z Wrocławia.

To by było jednak na tyle pozytywów jeśli chodzi o początkowe minuty widowiska. Śląsk od początku spotkania dominował, a świetnie grała para zza Oceanu - Paul Graham i Qa'rran Calhoun. Amerykanie do przerwy mieli na swoim koncie 29 punktów z 52 'oczek' całego zespołu. Ten pierwszy napędzał kontry swojego zespołu, a drugi z instynktem killera wykańczał akcje. Na drugim biegunie byli liderzy warszawskiej Politechniki - Mateusz Ponitka i Piotr Pamuła, którym najzwyczajniej w świecie nie szło. Nie była to jednak tylko i wyłącznie ich wina, bo nie byli odpowiednio obsługiwani przez swoich rozgrywających. Z całym szacunkiem dla Marka Popiołka, ale po tym co zobaczyłem, twierdzę, że nie jest on zawodnikiem na poziomie Ekstraklasy. Ba, wątpię nawet czy byłby wyróżniającą się postacią w I lidze. Na co dzień mam okazję oglądać Mariusza Matczaka w Stali i nie wiem czy nie poradziłby sobie lepiej przy presji wywieranej przez graczy obwodowych Śląska.

Niewątpliwie największą bolączką Politechniki jest brak klasowego rozgrywającego i centra z prawdziwego zdarzenia. O Popiołku już napisałem. Z ławki w jego miejsce w pierwszej kwarcie wszedł na parkiet Łukasz Wilczek, który jest materiałem na niezłego zmiennika i przy bardziej doświadczonym playmakerze mógłby się jeszcze bardziej rozwinąć. Wszystko rozbija się jednak o pieniądze, a raczej ich brak. Zresztą koncepcją AZS-u jest ogrywanie Polaków i wyniki niekoniecznie są tam w tym roku najważniejsze, zwłaszcza, że po dwóch wygranych na wyjeździe nastroje są dość dobre. 

Jeśli chodzi o strefę podkoszową to niemiłosiernie ogrywany był tam Marcin Kołowca i Leszek Karwowski. Ten pierwszy słabo grał w ataku, a w obronie dawał się nabierać Piotrowi Niedźwiedzkiemu i Aleksandarowi Mladenoviciowi. Ten drugi w meczu z Politechniką zagrał tylko 11 minut i w tym czasie zdołał rzucić 14 punktów, co wystawia chyba najlepszą notę Kołowcy i innym podkoszowym. Potencjał mają silni skrzydłowi ekipy prowadzonej przez Mladena Starcevica - Patryk Pełka i Michał Nowakowski. Pełka był chyba najlepszym obok Michalaka zawodnikiem gości, a Nowakowski pokazał kilka akcji, które mogły się podobać, choć stać go na więcej, co potwierdził mecz w Kołobrzegu.

Kończąc ten dość przydługawy wywód należy wspomnieć o Michale Michalaku, bo oglądać go w ten wieczór było prawdziwą przyjemnością. Kapitan naszej reprezentacji do lat 18 potrafi zarówno rzucać jak i rozgrywać, co unaocznił, gdy grał jako playmaker w ostatniej kwarcie i czynił to zdecydowanie lepiej niż jego starsi koledzy - Popiołek i Wilczek. 

U gospodarzy podobne odczucia miałem oglądając Roberta Skibniewskiego, który podczas pobytu w Czechach niewątpliwie dojrzał. Dużo dała mu też gra pod skrzydłami byłego znakomitego rozgrywającego, Zorana Sretenovica w Polpharmie Starogard Gdański w poprzednim sezonem. Widać, że to 'Skiba' jest liderem tego zespołu. W przeciwieństwie do warszawskich jedynek realizował założenia taktyczne, a gdy trzeba było to trafiał. Mecz zakończył z 8 punktami i 7 asystami, ale statystyki nie oddają jego gry. Czekam z niecierpliwością na pojedynek reprezentacyjnych rozgrywających - Skibniewskiego i Koszarka. Ich drużyny grają o inne cele, ale to właśnie ich postawa będzie języczkiem uwagi podczas spotkania 9. kolejki, które odbędzie się już 6 listopada.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz